Dwa tygodnie przed wyborami napisałem tekst na swoim blogu. Wywołał spory odzew, wzbudził też sprzeciw wśród ludzi, których lubię i szanuję. Dzisiaj, gdy usłyszałem bzdury na temat „braci kamraci”, postanowiłem go sobie odświeżyć i sprawdzić, jak tam moja zdolność przewidywania. Cóż, gdybyście chcieli znać przyszłość, nie dzwońcie do wróżki Weroniki, pytajcie Gajowego…
Poniżej obszerne fragmenty mojego tekstu pt. „Niech sczezną w piekle”. Czytajcie pamiętając, że tekst powstał jeszcze przed pierwszą turą wyborów.
Niech sczezną w piekle
Za chwilę wybory, potem za dwa tygodnie druga tura. Opinia publiczna pasjonuje się tym, kto wygra. Media pasjonują się głównie tym, kto komu mocniej dowali. A mnie pasjonuje, co z tego wszystkiego wynika dla państwa. Bo jak większość Polaków bardziej czuję się obywatelem państwa polskiego, niż zwolennikiem jakiejś partii.
A państwo polskie znajduje się na poważnym zakręcie. Egzystencjalnym czyli zagrażającym samemu istnieniu naszej państwowości. Oczywiście, głównym zagrożeniem pozostaje Putin i Rosja, ale zaraz za nim plasuje się nasza obecna klasa polityczna, wspierana przez stronnicze media.
Dlaczego? Bo grozi nam zburzenie samych fundamentów demokracji, czyli podważenie i unieważnienie wyborów. Niedawno wybory w Rumunii zostały (w sposób skandaliczny z punktu widzenia procedur demokratycznych) unieważnione, bo jeden z kandydatów uzyskał nielegalne wsparcie od niezidentyfikowanego podmiotu zagranicznego. A ponieważ wygrał nie ten co trzeba, to posłużyło to jako powód unieważnienia wyborów.
(…) Przypominam, że o ważności wyborów orzeka Sąd Najwyższy, a w jego ramach Izba Spraw Publicznych, złożona z sędziów których status jest kwestionowany przez obecną koalicję rządzącą. Ponieważ rząd publikuje tylko te orzeczenia SN które mu pasują, resztę uznając za nieważne, z dużą dozą prawdopodobieństwa można uznać, że orzeczenie SN - jeśli nie będzie po myśli KO - zostanie zakwestionowane. Wtedy będziemy mieli do czynienia ze stanem prawnym, w którym jeden rabin będzie mówił że wybory są ważne, a drugi - że nieważne. Będziemy mieli dwóch prezydentów, każda połowa narodu będzie miała swego. To nie potrwa długo, zaczniemy się mordować.
(…) Może czarny scenariusz się nie ziści. Ale niezależnie od tego za samo doprowadzenie do sytuacji, w której jest to możliwe, obecna klasa polityczna powinna trafić do piekła.