W celu świadczenia usług na najwyższym poziomie w ramach naszej strony internetowej korzystamy z plików cookies. Pliki cookies umożliwiają nam zapewnienie prawidłowego działania naszej strony internetowej oraz realizację podstawowych jej funkcji.

Te cookies są niezbędne do funkcjonowania naszej strony i nie może być wyłączony w naszych systemach. Możesz zmienić ustawienia tak, aby je zablokować, jednak strona nie będzie wtedy funkcjonowała prawidłowo
Te cookies pozwalają nam mierzyć ilość wizyt i zbierać informacje o źródłach ruchu, dzięki czemu możemy poprawić działanie naszej strony. Pomagają nam też dowiedzieć się, które strony są najbardziej popularne lub jak odwiedzający poruszają się po naszej witrynie. Jeśli zablokujesz ten rodzaj cookies nie będziemy mogli zbierać informacji o korzystaniu z witryny oraz nie będziemy w stanie monitorować jej wydajności.
Te cookies służą do tego, aby wiadomości reklamowe były bardziej trafne oraz dostosowane do Twoich preferencji. Zapobiegają też ponownemu pojawianiu się tych samych reklam. Reklamy te służą wyłącznie do informowania o prowadzonych działaniach. Więcej informacji możesz znaleźć w naszej polityce prywatności.
BBlogosfera

Krótki kurs odpoczywania

Krótki kurs odpoczywania

Od co najmniej roku bawi mnie nieprzerwanie taki wędrujący po mediach społecznościowych post o tym, że cały rok pracujemy, żeby sobie potem postać po kolana w wodzie i tak się wakacyjnie wyluzować i – co najważniejsze – dać sobie w tym wyluzowaniu zrobić zdjęcie. Żeby była jasność – dokładnie tak robię i mam takie zdjęcia. Z kolei od dwudziestu z górką lat bawi mnie jeszcze bardziej „Dzień świra” Marka Koterskiego i – w wakacyjnym kontekście – sceny plażowe. „Muszę odpocząć” - to takie kluczowe hasło na urlopie. 

Całkowicie świadomie wybieram na polskie, bałtyckie leniuchowanie maleńką miejscowość, która od lat się nie rozrosła, nie przyciągnęła żądnych odpoczynku Polaków i która proponuje turystom niewiele z popularnych letnich rozrywek. W konsekwencji - na plaży jest niewielu ludzi. I ja sobie tak odpoczywam. Bardzo, bardzo lubię ludzi, potrzebuję ich jak powietrza, jak wody, usycham w izolacji, ale kiedy muszę odpocząć, to na tej plaży wolałabym być sama - sama to znaczy sama na swoich warunkach. Plaża strzeżona co prawda przyciąga licznie rodziny z dziećmi, ale wystarczy zrobić naprawdę parę kroków i już ma się tę plażę dla siebie. Nie umiem odpocząć, kiedy z każdej strony słyszę głośne, zwykle radosne, a czasem pełne napięcia, rozmowy Polaków o wszystkim. Zamykam oczy i natychmiast zaczyna się serwis stołowy, barowy, natychmiast jest przegląd wszystkich pensjonatów i domków w okolicy, natychmiast poznaję wszystkie sprawy rodzinne, sądowe, religijne, polityczne, pogodowe, chorobowe, ogrodowe, ekonomiczne i kulinarne. No więc dwieście metrów zaledwie potrzebuję, żeby mieć na plaży ciszę i morze zupełnie, zupełnie dla siebie. To taka moja wakacyjna rada – maleńka miejscowość, ale coś za coś. 

W mojej maleńkiej miejscowości niemal wszystko jest jedno – jedna na przykład jest kawiarnia, ale ile jest w niej uroku, w jej monopolu na dobrą kawę, w znalezionym, wolnym stoliku (co zresztą wcale nie jest takie trudne, bo ludzi mało)! Lubię odpoczywać bez tłumów i nawet czasem czuję się z tym nieswojo, bo mam wrażenie, że to jest jakieś passé. 

Robię też mało zdjęć, to znaczy robię zdjęcia ważne i uważne. W telefonie mam stare albumy i szesnaście milionów zdjęć z niegdysiejszych wakacji, w tym piętnaście milionów zdjęć bez znaczenia, czasem nie do końca wiem, czy nie postradałam na chwilę zmysłów, takie te zdjęcia są głupie i o niczym. Dzisiaj robię mało zdjęć z dwóch powodów – raz, żeby nie mieć w pamięci telefonu byle czego (w ogóle w życiu trzeba się pozbywać byle czego), a dwa, żeby w swojej za to pamięci mieć jak najwięcej wrażeń, obrazów, zapachów, dźwięków i – co najważniejsze – najdłuższych w życiu i najciekawszych rozmów z tymi, którzy mają prawo zajmować mi najdłuższe poranki, popołudnia i wieczory. Kiedy robię cały czas zdjęcia to do końca nie wiem, czy jestem reporterką na etacie czy kimś, kto zaplanował odpoczynek. 

Długo śpię. Wakacje to dla mnie długi sen, może dlatego, że z natury nie jestem skowronkiem, choć na urlopie cała jestem w skowronkach i tak do drugiej w nocy. Długo śpię i nadziwić się nie mogę, kiedy widzę – nawet o tym moim osobistym świcie około dziesiątej, kiedy chcący za wszelką cenę przecież odpocząć turyści, żwawo maszerują na plażę, żeby już tam być, już się rozsiąść, już wybudować swój domek jedno-, czy tam wielorodzinny i szybko, wstajemy, pobudka, szkoda dnia, szkoda słońca, szkoda wody, szkoda wiatru, szkoda gotowanej kukurydzy, szkoda, szkoda, szkoda! Domek powstaje na osiedlu innych domków w zabudowie szeregowej, a mieszkańcy stają się częścią wielkiego narodowego odpoczynku. 

Tymczasem po osiemnastej w mojej maleńkiej miejscowości plaża na wiele godzin zostaje niemal zupełnie pusta, gdzieniegdzie tylko ktoś, jakiś uroczy spacer, jakaś intymna rozmowa, jakaś książka, jakieś zapatrzenie, jakieś zasłuchanie. Tłumy pojawiają się na chwilkę, kiedy zachodzi słońce. Robią szesnaście milionów zdjęć i wracają. A przecież najładniejsze niebo to to, które pojawia się po zachodzie słońca, kiedy słońca już nie ma, a jego światło robi absolutne, malarskie szaleństwo przy wietrze tak dynamiczne, że odpadają z konkursu najwięksi malarze świata. 

Każdego dnia obserwowałam pewną panią, bo w maleńkiej miejscowości ludzi zapamiętuje się po kilku dniach i robi się jakoś tak u siebie, każdego dnia siadała sobie na kładce (na plażę trzeba u mnie zejść po schodach) i czytała. Co chwilę spoglądała sobie to na morze, to na niebo i wracała do jakiejś pięknej historii, bo delikatnie się uśmiechała do, myślę sobie, jakiegoś bardzo przystojnego mężczyzny… w tej książce. Na tych w realu w ogóle nie zwracała uwagi, uważnie to zaobserwowałam, taka była cała zanurzona w tej tajemnej dla nas wszystkich historii. Cała była po swojemu. Jednego dnia czytała pięć godzin bez przerwy. Innym razem zaintrygowała mnie pewna dziewczyna, która rozłożyła sobie małą sztalugę i malowała. Nie, żeby to była jakaś wielka malarka, malowała, bo kochała na pewno malować. Obok niej leżał wpatrzony w niebo jej chłopak, wiem, że chłopak, bo mam oczy i widzę i tak mnie zachwyciła ta wielogodzinna scena, że na koniec dnia zagadnęłam obojga. To byli młodzi Niemcy. Nie znam niemieckiego, ale od czego mamy barwę głosu, mimikę, gesty i międzynarodowy, serdeczny uśmiech. Dałam im do zrozumienia, że jestem zachwycona. Zgiełk wielkich nadmorskim kurortów pokonali sobie w mig i byli tylko dla siebie, a nie dla całego świata, który przecież daje tylko pozory zainteresowania czy wspólnoty, niestety, a może i dobrze. 

No więc powoli. Spędzam lato powoli. Chodzę powoli, rozmawiam powoli, nawet śpiewam sobie w takich zwolnionych aranżacjach. W mojej maleńkiej miejscowości nad morze trzeba iść lasem, cudnej urody lasem, tak z dwadzieścia minut. Ja idę blisko godzinę. Wchodzę i zastygam. Czasem sobie myślę, że ktoś gotów pomyśleć, że może coś mi jest, coś mi dolega, bo cóż tak powoli, kiedy morze czeka, a może przecież uciec! Kiedyś Ryszard Kapuściński napisał mądre bardzo słowa: Kiedy się spieszysz, nic nie widzisz, nic nie przeżywasz, niczego nie doświadczasz, nie myślisz! Szybkie tempo wysusza najgłębsze warstwy twojej duszy, stępia twoją wrażliwość, wyjaławia cię i odczłowiecza. Tak to widzę, nie spieszę się po prostu.

Czasem siadam sobie przed południem w tej jedynej kawiarence, zamawiam (nie umiem się bez niej obejść) mocną, czarną kawę i spędzam czas ze sobą. Lubię sobie posiedzieć, pobyć, poczuć miejsce, więc siadam zawsze w ogródku, latem nie wypada w środku. Nie przeglądam internetu, lubię sobie porozmyślać i sobie rozmyślam. Bo latem świetnie odpoczywa się na rozmyślaniu właśnie. 

Nieopodal mojej maleńkiej miejscowości jest miasto, miasteczko, jak na standardy miasta, równie maleńkie. Tam już w ogóle nie ma nikogo, nikogo, a miasto jest prześliczne! Leży nad zalewem, całe jest na wzgórzu, z romańską, renesansową i barokową zabudową, z zachwycającą katedrą i co piątkowymi, latem, koncertami organowymi największych muzyków świata. Bo tam są takie organy, że dech wprost zapiera! Kiedy bardzo chce się odpocząć, to trzeba pobyć trochę z dala od ludzi, a blisko siebie i tych, których się kocha. Można usiąść w marinie, w której jest cicho jak w tej katedrze i można wszystko w sobie uporządkować, tylko trzeba jeszcze powoli jeść i powoli pić. Wszystko, co złe wynika z pośpiechu, a odpoczynek musi być do pary z afirmacją czasu, który chcemy mieć tylko dla siebie. 

Lubię słońce, ale bardziej od słońca lubię jego brak. Wszyscy zrzędzą, gdy jest brzydko, a ja uwielbiam pogodową brzydotę. Jest ciekawiej, bo okazuje się, że poza plażą jest jeszcze morze innych doznań!

Potem z tych wakacji wracamy do domu, ja wracam zwykle autostradą A4. Wracałam wczoraj, trzy solidne stłuczki, chwalić Boga, że tylko stłuczki. Spojrzałam na tablice rejestracyjne, na przeładowane wszystkim tylne podszybia, raczej powroty z wakacji, szybkie, irracjonalnie szalone. Czas wypoczynku się skończył! Pędzimy!!! Wyłącznie lewym pasem!!! Dwie dziurki w nosie, skończyło się!!!

 

P.S. 

I teraz wrócę do pierwszego zdania, jeśli kocham sobie postać po kolana w wodzie, poczuć jakieś takie – przecież dość iluzoryczne, ale jednak przyjemne – zanurzenie w naturze, której nie ma się jednak na co dzień, jeśli podczas tego stania uśmiecham się do ukochanych osób i do siebie, to warto pracować cały rok, żeby celebrować nawet tak, wydawałoby się banalną chwilę, byleby naprawdę celebrować.

 

Powiązane artykuły

O nas

Portal jest miejscem spotkania i dyskusji dla tych, którym nie wystarcza codzienna dawka smutnych newsów, jednakowych we wszystkich mediach. Chcemy pisać o naszym mieście, Bielsku-Białej, bo lubimy to miasto i jego mieszkańców. W naszej pracy pozostajemy niezależni od lokalnych władz i biznesu.

Cart