Za chwilę mam premierę baśni dla dzieci w Teatrze Lalka w Warszawie. Wróciłem właśnie z próby. Jutro spotkanie z nauczycielami, którzy przyjdą zobaczyć spektakl przed premierą. Rozmowa między innymi o tym, co nam zrobił Disney. Myślę o happy endach. O terrorze happy endów, który nam zrobił Disney. Jesteśmy niewolnikami przekonania, że opowieści dla dzieci muszą kończyć się dobrze. Wychowujemy dzieci w przekonaniu, że wszystko skończy się dobrze. Cokolwiek by się nie działo. Jakiekolwiek zło zagroziłoby naszemu światu, musi skończyć się dobrze. Na pewno skończy się dobrze. I to jest potworne. To jest zgroza. Okaleczamy nasze dzieci i czynimy je bezbronnymi wobec świata. Przymus happy endu powoduje, że dzieci stają się bezbronne.
Nie było tak w moim dzieciństwie. Wśród najpiękniejszych, najbardziej poruszających baśni, jakie ukształtowały moje myślenie w dzieciństwie była „Dziewczynka z zapałkami” Andersena. Przecież dzieci nie są głupie. Wiedziałem, ze pojawiająca się w finale babcia to tylko zjawa, przywidzenie umierającej bohaterki. I ołowiany żołnierzyk, który spłonął w piecu, też zginął naprawdę.
Jak z happy endem w utworach dla dzieci rozprawia się Artur Pałyga, możecie przeczytać tutaj.