W celu świadczenia usług na najwyższym poziomie w ramach naszej strony internetowej korzystamy z plików cookies. Pliki cookies umożliwiają nam zapewnienie prawidłowego działania naszej strony internetowej oraz realizację podstawowych jej funkcji.

Te cookies są niezbędne do funkcjonowania naszej strony i nie może być wyłączony w naszych systemach. Możesz zmienić ustawienia tak, aby je zablokować, jednak strona nie będzie wtedy funkcjonowała prawidłowo
Te cookies pozwalają nam mierzyć ilość wizyt i zbierać informacje o źródłach ruchu, dzięki czemu możemy poprawić działanie naszej strony. Pomagają nam też dowiedzieć się, które strony są najbardziej popularne lub jak odwiedzający poruszają się po naszej witrynie. Jeśli zablokujesz ten rodzaj cookies nie będziemy mogli zbierać informacji o korzystaniu z witryny oraz nie będziemy w stanie monitorować jej wydajności.
Te cookies służą do tego, aby wiadomości reklamowe były bardziej trafne oraz dostosowane do Twoich preferencji. Zapobiegają też ponownemu pojawianiu się tych samych reklam. Reklamy te służą wyłącznie do informowania o prowadzonych działaniach. Więcej informacji możesz znaleźć w naszej polityce prywatności.
BBlogosfera

Nie wstydź się!

Nie wstydź się!

Większość z nas krępuje obecność włączonej kamery. Pamiętam, zawsze kiedy na rodzinnych imprezach pojawiał się jakiś szalony brat albo zwariowana siostra z kamerą, wszyscy pozostali zaczynali bardzo dziwnie się zachowywać. Mój tata niemal na wszystkich rodzinnych filmach robi miny jakby był niespełna rozumu! Z chwilą włączenia kamery włącza się w nim jakaś gombrowiczowska  poza, która włącza z kolei słyszalne w każdym nagraniu jęki nas, jego dzieci: Tatuś, nie rób głupich min, zachowuj się normalnie. Mama zwykle zasłania twarz dłonią, jakby za żadne skarby nie chciała jej pokazać, choć pokazuje od - z górką - osiemdziesięciu lat całemu światu! Ale ten bzik rodziców można by zrzucić na karb wieku, jednak co zrobić z bzikiem wszystkich pozostałych? Kamera, odkąd pamiętam, psuła wiele rodzinnych spotkań i wywoływała w nas wszystkich wieloraki stres. Dzisiaj te filmy są tak wkurzające, że nagrywamy się coraz rzadziej, prawie wcale. Pół jeszcze biedy, kiedy robimy to znienacka, zza winkla, ale tak centralnie w oko kamery naturalnie mówić  nie potrafi, kurczę, nikt. 

Pamiętam, kiedy obejrzałam Cichą noc Piotra Domalewskiego poczułam wreszcie coś na kształt ulgi, że ta kamera rujnuje imprezy nie tylko nam. Mam też taką obserwację, że większość z nas nie potrafi siebie spokojnie oglądać na takich amatorskich filmach. Mamy tyle wobec siebie samych surowych ocen, wszystko jest nie takie i w ogóle brzydko i grubo i strasznie. Nie wiem do końca z czego wynika taka nasza swoista hipokryzja, że bez kamery jest ładnie, a na kamerze jest brzydko? Nie wiem, ale ekspozycja potem siebie na ekranie i możliwość oglądania siebie z boku jest doświadczeniem chyba niespecjalnie lubianym. Na ekranie wszystko jest bardziej widoczne, bardziej podkreślone, bardziej doświetlone, och! Jesteśmy wobec siebie na ekranie niesłychani surowi. 

Piszę tak o kamerze, bo wdałam się dzisiaj w internetową dyskusję o lekcjach zdalnych z kamerą - z kamerą dla wszystkich - nauczycieli i uczniów. I rzecz byłaby niegodna uwagi, gdyby nie podzielone zdanie na ten temat właśnie. Ja stanęłam w obronie wszystkich tych, których oko kamery paraliżuje.  

Wielu ludzi nie umie do końca wyjaśnić dlaczego włączenie kamery ustawionej na twarz doprowadza do takiego poziomu stresu, że o ile można by jeszcze przez kilka sekund na siebie patrzeć, to już na pewno nie można niczego powiedzieć. Obserwuję uczniów i osoby dorosłe i tak sobie myślę, że nie wolno chyba od dzieciaków wymagać ultra szybko nabytej odwagi i dystansu do siebie, skoro my, dorośli, a więc odważni i zdystansowani do siebie boimy się kamery? 

Myślę, że z kamerą jest jak ze sceną - jedni wychodzą na scenę i tylko słychać plusk ich radosnych płetw w ich ulubionej, błękitnej wodzie, a inni kiedy tam wchodzą stają się topielcami w trzeciej sekundzie imprezy. Jedno tylko wiem na pewno: no i co z tego? Jedni lubią i umieją, inni nie lubią i nie umieją. Tak samo jest z brylowaniem przed kamerą. Tak samo jest z nauczaniem online - z kamerą bądź bez niej. Wolno być skrępowanym, wolno się wstydzić, ale czasem warto sprawdzić, czy przypadkiem ten wstyd nie jest jakiś na drodze ewolucji głupio nabyty albo głupio przez kogoś wmówiony. 

W miniony weekend zainicjowałam cykl warsztatów o tym właśnie. Sama dzisiaj nie mam problemu ani z kamerą, ani mikrofonem na scenie, ale kiedyś? Matko Boska! Wróciłam sobie do tego kiedyś, namówiłam przyjaciółki i odpaliłyśmy temat. Wielkie i sympatyczne było nasze zdziwienie, kiedy okazało się, że pojedynek ze swoją nieśmiałością chcą stoczyć w znakomitej większości osoby dorosłe, takie zupełnie już dorosłe. Warsztaty ze sztuki przemawiania i wystąpień publicznych uświadomiły mi, że jesteśmy nosicielami takiego rodzaju wstydu, który może całymi latami pozostawać w cieniu naszych emocji i wyjść dopiero wtedy właśnie, gdy mamy stanąć przed jakimś audytorium zupełnie solo. 

Często opór stanowi zwyczajnie nasze ciało, rzadko w taki sposób eksponowane – sześćdziesiąt centymetrów nad poziomem stóp słuchaczy, w pełnym, jaskrawym, a w naszym odczuciu za jaskrawym oświetleniu, z rękoma, które tak oświetlone i tak ponad poziomem innych rąk, zdają się jakoś przeszkadzać, jakoś uwierać, jakby nie należały do nas – nie wiemy co z nimi zrobić, nie wiemy gdzie patrzeć, czasem usiłujemy wzrok skierować do samego środka głowy, ale gałki się tak nie wywijają, więc omiatamy nimi górne kości oczodołów, szukając tam słów, połączeń międzywyrazowych, pogubionych myśli, hasztagów, które mają jakoś uporządkować nasze mówienie. Wstydzimy się, zwyczajnie się wstydzimy, ale wstyd daje się pokonać, daje się oswoić, daje się upchnąć na bok, wystarczy wiedzieć jak to zrobić. Uświadomiłam sobie, że wystarczy wiedzieć jak to zrobić. 

Kiedyś sztuka przemawiania była odrębnym w szkołach przedmiotem i jestem pewna, że trening czynił mistrzów. W miniony weekend blisko dziesięciogodzinny trening pokazał, że można zmierzyć się z upiornym, jakby mogło się wydawać, wstydem, wstydem, którego nie chcemy, który uwiera i odbiera zupełnie pewność siebie, wstydem, który strasznie się boi krytyki, surowej oceny, nieprzyjemnej miny, braku reakcji tam, gdzie by się przydała. I okazało się, że wystarczy wiedzieć, jak sobie z nim poradzić. 

Bielska Szkoła Mówców, bo tak będzie się już zawsze nazywała ta kuźnia oratorów, jest i będzie miejscem doskonalenia siebie, pokonywania wyimaginowanych potworów i za krótkich oddechów wtedy, gdy potrzebujemy najdłuższych. Już dzisiaj zapraszam do udziału w kolejnej edycji, która wystartuje niebawem. Jeśli wstydu i skrępowania nie da się pokonać, to go nie pokonujmy, wolno się wstydzić, ale jeśli jest on nabytkiem po babciach, mamach i ciociach, które powtarzały nam kiedyś przed występem  tonem nie znoszącym sprzeciwu: Nie wstydź się! - to warto z nim powalczyć i dać sobie szansę.

Ewelina Kaps

Bielska Szkoła Mówców to inicjatywa  realizowana w ramach projektu : Lokalnie na rzecz transformacji podregionu bielskiego”, którego Operatorem jest Stowarzyszenie Bielskie Centrum Przedsiębiorczości w partnerstwie z Gminą Czechowice-Dziedzice, dofinansowanego ze środków Funduszy Europejskich dla Śląskiego 2021-2027 (Fundusz na rzecz Sprawiedliwej Transformacji)

 

 

Powiązane artykuły

O nas

Portal jest miejscem spotkania i dyskusji dla tych, którym nie wystarcza codzienna dawka smutnych newsów, jednakowych we wszystkich mediach. Chcemy pisać o naszym mieście, Bielsku-Białej, bo lubimy to miasto i jego mieszkańców. W naszej pracy pozostajemy niezależni od lokalnych władz i biznesu.

Cart