W celu świadczenia usług na najwyższym poziomie w ramach naszej strony internetowej korzystamy z plików cookies. Pliki cookies umożliwiają nam zapewnienie prawidłowego działania naszej strony internetowej oraz realizację podstawowych jej funkcji.

Te cookies są niezbędne do funkcjonowania naszej strony i nie może być wyłączony w naszych systemach. Możesz zmienić ustawienia tak, aby je zablokować, jednak strona nie będzie wtedy funkcjonowała prawidłowo
Te cookies pozwalają nam mierzyć ilość wizyt i zbierać informacje o źródłach ruchu, dzięki czemu możemy poprawić działanie naszej strony. Pomagają nam też dowiedzieć się, które strony są najbardziej popularne lub jak odwiedzający poruszają się po naszej witrynie. Jeśli zablokujesz ten rodzaj cookies nie będziemy mogli zbierać informacji o korzystaniu z witryny oraz nie będziemy w stanie monitorować jej wydajności.
Te cookies służą do tego, aby wiadomości reklamowe były bardziej trafne oraz dostosowane do Twoich preferencji. Zapobiegają też ponownemu pojawianiu się tych samych reklam. Reklamy te służą wyłącznie do informowania o prowadzonych działaniach. Więcej informacji możesz znaleźć w naszej polityce prywatności.
BBlogosfera

Kuchnia Teatralna, czyli dlaczego warto w szkole prowadzić teatr

Kuchnia Teatralna, czyli dlaczego warto w szkole prowadzić teatr

Właśnie mija dziesięć lat, odkąd w Zespole Szkół Gastronomicznych działa stowarzyszenie artystyczne Kuchnia Teatralna. Pomysł zrodził się dość spontanicznie, z powodu pewnego szkolnego wydarzenia i poszło! Troszkę ryzykowałam wtedy, że w szkole tak mocno sprofilowanej zawodowo, teatr będzie wyzwaniem, ale nie był, bo idea zrodziła się z młodych ludzi, którym czegoś brakowało, czegoś więcej od życia oczekiwali, chcieli tworzyć zespół ludzi o bardzo podobnych pasjach i fascynacjach i zwyczajnie rwało ich do sceny. Sceny wtedy nie mieliśmy, ale za to zapał ogromny. Przez dziesięć lat zrobiliśmy kilka fantastycznych rzeczy i nie dlatego fantastycznych, że ja je fantastycznie wyreżyserowałam, ale dlatego, że pedagogika teatru jest fantastyczna i przynosi niezwykłe efekty szybciej, niż można by się spodziewać. 

Pamiętam, kiedy zdecydowaliśmy się na pierwszy wielkoformatowy spektakl osadzony troszkę w realiach szkoły „Historia gastronoma od czasów, kiedy gastronoma jeszcze nie było” (choć szkoła w tym roku kończy zaledwie osiemdziesiąt lat, my dopisaliśmy jej historię dużo dłuższą i pierwsze lekcje odbywały się w średniowiecznym klasztorze, kolejne w libertyńskim, aczkolwiek uczonym oświeceniu, po to by za chwilę chora z miłości nauczycielka dostawała spazmów we wczesnym romantyzmie i tak doszliśmy aż do głębokiego PRL-u i słynnej lekcji gimnastyki, co „budować miała tężyznę socjalistycznego państwa”). 

Poczuliśmy, że właśnie o to nam chodziło – wspólne, pełne pasji i przyjaźni przeżywanie siebie w nieco innym kontekście. Więzi się nam zacieśniały, ale też wymagaliśmy od siebie coraz więcej w cudnej, intymnie pedagogicznej atmosferze. Ja wymagałam od moich młodych artystów, oni wymagali ode mnie! Tak, wymagali powagi tej inicjatywy, powagi wspólnych zadań i bezustannego rozwoju. Problem pojawił się jednak w momencie, gdy część zespołu zdała maturę i zwiastowała jakiś koniec przygody. Umarłam z zachwytu, bo nie było żadnego końca przygody. Dzisiaj w rozbudowanym mocno zespole mamy trzynastolatkę, która do nas dołączyła i już, mamy uczniów, absolwentów, studentów, nauczycieli i rodziców. Wyszliśmy nieco poza ramy szkoły, na scenie występują uczniowie i dorośli już spoza gastronomicznych kręgów i to nam ładuje akumulatory jeszcze bardziej..

Kiedy zdecydowaliśmy się zrobić czytanie performatywne III części „Dziadów” Adama Mickiewicza, powiało grozą, naszą wewnętrzną. Wielki Mickiewicz wymagał od nas wielkich rzeczy. Na plakacie reklamującym spektakl – bo finalnie czytanie performatywne urosło w kształt czytanego spektaklu – zamieściliśmy zachętę dla uczniów „Czy można za kogoś przeczytać lekturę szkolną? Można!” I poszło. Wielki krzyż na scenie stosownie nas usztywnił i co miało być sakralne, zostało sakralne, co miało być groteskowe, stało się groteskowe, bo Mikołaj Nowosilcow rozwalił system. 

Nauczyciele wchodzili do nas powoli, ale znacząco. Kiedy wybuchła woja w Ukrainie, zagraliśmy spektakl „Kiedy poszłaś po chleb” – taki nasz dramatyczny komentarz do wojny. Ciężko było mierzyć się z tematem, którego nie umieliśmy zmierzyć. Zagrali z nami wtedy uczniowie w Ukrainy, zagrała z nami mama jednego z nich. Wtedy już wiedzieliśmy jak się mierzyć z tematem. Wielkie, złe emocje, ale na scenie historia jednej ukraińskiej klasy, która musi jakoś żyć, jakoś przetrwać i ocalić w sobie to, co godne ocalenia w takiej sytuacji – wiarę, nadzieję i przyjaźń. Nauczyciele w naszych spektaklach zrobili ferment w głowach uczniów. Czasem sceny wymagały przecież relacji zupełnie nieszkolnych, zupełnie nowych, ciekawych, a nierzadko kontrowersyjnych. Fascynujące było zawsze to, że potem te relacje w salach lekcyjnych były wyjątkowe, żadnych tam skracanych dystansów i niezbyt uznawanej swobody, Nic z tych rzeczy! Rosła świetna energia, rosła siła doświadczeń, z których uczymy się od siebie wzajemnie, siła uczestnictwa w artystycznych przygodach, które nie mają się szans wydarzyć na lekcji, nawet najbardziej ekstrawaganckiej.

I przyszedł taki moment, gdy zdecydowałam się na spektakl, w którym większość spośród aktorów stanowić mieli nauczyciele. To się mogło nie udać, pracuję w Gastronomie od ponad ćwierć wieku, ale nakłonić siedemnastu, bo tak mi wychodziło ze scenariusza, nauczycieli do wzięcia na siebie wielkich, wyrazistych ról, wejścia na scenę i równocześnie całkowitego wyjścia ze swoich dotychczasowych, zabiurkowych, dziennikowych, przedmiotowych – nie było oczywiste. Zagraliśmy „Opowieść wigilijną” na podstawie noweli Charlesa Dickensa. Na kolejne spektakle przychodziły tłumy, myślę, że w dużej mierze po to, by zobaczyć, że to się działo naprawdę - że nauczyciele, że dyrektorzy i że uczniowie i że razem. Zrobiliśmy kawał pedagogicznej i artystycznej roboty i ta kolejność nie jest bez znaczenia. Pracowaliśmy wieczorami, czasami dość późnymi, jak na wyobrażenia o pracy nauczycieli, trochę jak wariaci. Nigdy jednak wcześniej nie zaczerpnęliśmy sobie z pokoju nauczycielskiego tyle dobrej energii, śmialiśmy się z siebie, dawaliśmy sobie trochę rad, na przerwach komunikowaliśmy się fragmentami swoich ról, a w przedpremierowym napięciu, puszczały też nerwy. A to, co najgorsze, czekało nas na widowni – nasi uczniowie, ich rodzice, znajomi, przyjaciele, z akcentem na „uczniowie”. Najbardziej wymagający widz, absolutnie krytyczny, najbardziej zaskoczony, a przecież dobrze nas znający. Rozdawaliśmy im autografy, bo bardzo chcieli. Często je rozdajemy na klasówkach, a wtedy były czymś wyjątkowym.

Zrobiliśmy wspólnie kawał dobrej roboty. Od tamtej chwili coraz bardziej też zacieśniały się nasze relacje z Teatrem Cieszyńskim w Czeskim Cieszynie – Tĕšinskim Divadlem. Potem już zawsze były zacieśnione, a dyrektor Peter Kracik objął patronatem honorowym kolejny nasz spektakl „Szuje? Grzesznicy”, komedię molierowską powstałą na podstawie „Świętoszka”. Komedia trafiła w naszych widzów absolutnie celnie - bawimy się nią doskonale już od roku i zamierzamy bawić się nadal.

W grudniu minionego roku, z inicjatywy Sceny Polskiej Tĕšinskiego Divadla powstało półroczne Aktorskie Studium Warsztatowe, w którym intensywnie uczestniczyliśmy niemal całą naszą ekipą. Moment temu przyszedł czas na finał, na podsumowanie i to był też powód, dla którego zaprosiliśmy dyrekcję i zespół artystyczny teatru na ostatnie nasze przedstawienie „Szui? Grzeszników?” i choć paraliżowała nas trema przed taką widownią, zagraliśmy jak zawsze – z energią, lekkością, znakomicie się przy tym bawiąc klasyką światowej komedii.

Momentem przełomowym w działalności Kuchni Teatralnej było podjęcie współpracy z Towarzystwem Szkolnym im. M. Reja – mieliśmy scenę, wielką widownię i doskonałe warunki do realizacji swoich scenicznych pomysłów. A pomysłów mamy sporo. Od kilkunastu tygodni pracujemy nad karkołomnym spektaklem „Zbrodnia i kara i Bóg” na podstawie powieści Fiodora Dostojewskiego. Tym razem będzie mistycznie, filozoficznie i religijnie, a premiera już jesienią!

Nie mam dzisiaj wątpliwości, że Kuchnia Teatralna cudownie rośnie w artystyczną siłę i jest miejscem, gdzie przede wszystkim młodzież spędza mnóstwo czasu na robieniu rzeczy wyjątkowych, jest miejscem niezwykle pozytywnych emocji, gdzie wszyscy jesteśmy ze sobą zaprzyjaźnieni i poza robieniem teatru amatorskiego, stwarzamy się razem w sposób absolutnie niezwykły. Teatr otwiera głowę, wyzwala nieodkryte wcześniej pokłady wyobraźni, młodzi artyści stają się twórcami światów, twórcami nowych postaci, mówią pięknie, pięknym scenicznym językiem, trenują dykcję, odważnie artykułują swoje myśli, trenują pamięć ucząc się takich ilości tekstu, o jakich wcześniej nie odważyliby się nawet pomyśleć! Ale to nie jest najważniejsze. Najważniejsze są relacje, niekończące się rozmowy przed i po próbach, najfajniejsze już na parkingu. Najważniejsze są wspólne emocje – wielkie radości, wielkie uniesienia, najzdrowszy pod słońcem wspólny śmiech i piękne przeżywanie sukcesów. I jeszcze coś – coś bardzo subtelnego – poczucie, że ma się w zespole swoje niezastępowalne miejsce, swoją ważność i nadzwyczajność. 

 

Powiązane artykuły

O nas

Portal jest miejscem spotkania i dyskusji dla tych, którym nie wystarcza codzienna dawka smutnych newsów, jednakowych we wszystkich mediach. Chcemy pisać o naszym mieście, Bielsku-Białej, bo lubimy to miasto i jego mieszkańców. W naszej pracy pozostajemy niezależni od lokalnych władz i biznesu.

Cart