Pytania o racje i źródła naszych przeświadczeń etycznych są dziś wśród ogółu ludzi bardziej aktualne niż kiedykolwiek. Żyjemy w świecie pluralistycznym, w którym rozmaitość postaw światopoglądowych idzie w parze z szybkim postępem cywilizacyjnym. Ceniąc rozmaitość i postęp, potrzebujemy jednak wspólnoty, wzajemnego zaufania, zrozumienia i dialogu. Zamiast tego coraz bardziej zanurzamy się w świat fantasmagorii, w którym jest wszystko oprócz drugiego człowieka.
Wszyscy dziś znaleźliśmy się pod wpływem nauk technicznych. Osiągnięcia techniki kształtują nie tylko relacje człowieka z przedmiotami, ale również jego relacje z innymi ludźmi. Wykorzystując technikę poznajemy świat po to, by go zmieniać, wierząc przy tym, że im bardziej zmienimy świat, tym lepiej zdołamy go poznać. W tym znaczeniu również w odniesieniu do człowieka formułuje się powszechne normy działania, które niczym instrukcje funkcjonowania maszyn mają zapewnić ład w społeczeństwie.
Kształtowanie człowieka przez tzw. etykę technologiczną ma wielu zwolenników, jednak w moim przekonaniu taki sposób budowania postaw ludzi nie jest w stanie rzetelnie przekazać nam zasad moralnych, a tym bardziej dać nam szczęście. Niestety coraz częściej zamiast dialogu, refleksji, prawdziwej debaty, samodzielnej drogi dojścia do prawd najważniejszych otrzymujemy gotowe recepty, nakazy, opisy zachowań itd. Prawdziwy dialog zastępujemy dialogiem wirtualnym, zamiast spotkać się z drugim człowiekiem „twarzą w twarz”, jak pisał E. Levinas, spotykamy się w „chmurze”. I chociaż taki model dialogu nie odbiera nam możliwości artykułowania swoich poglądów i racji, to z pewnością nie daje nam szansy na prawdziwe poznanie drugiej osoby, odczucia jej emocji, dania szansy na właściwą reakcję, głębszego zrozumienia racji naszego partnera w dyskusji.
Taki sposób budowania i opisu świata nie daje szansy na „oswajanie”, o którym mówił lis w Małym Księciu, a ponieważ nadal nie ma „magazynów z przyjaciółmi”, współczesny człowiek coraz częściej przeżywa dramat samotności. I chociaż w naszym języku nadal istnieje słowo wspólnota i nawet często jest cytowane w różnych dokumentach, opisach, charakterystykach, grupa to droga do życia w prawdziwej wspólnocie jest bardzo odległa.
Zamiast wspólnoty budujemy Nibylandię.
Niby wszystko jest ok, „lepiej” niż kiedyś. Ale co to znaczy lepiej. Mamy co prawda lepsze samochody, ładniejsze domy i mieszkania, jemy jak „ królowie kiedyś”, żyjemy dłużej. A skoro tak, to o co właściwie chodzi? Psychologowie mówią, właściwie biją na alarm, że w tym na pozór dopieszczonym, komfortowym świecie, brakuje najważniejszego: drugiego człowieka. Żyjemy na niby, kochamy na niby, emocjonujemy się najczęściej nie swoim życiem a innych. Coraz mniej ze sobą rozmawiamy, zamiast słów wrzucamy emotki, a potem jesteśmy zdziwieni, że ten ktoś (inny) odszedł bez słowa, gestu, wyjaśnienia. Siedzimy w luksusowych wagonach pociągu z napisem docelowej stacji „Konsumpcja”, problem tylko w tym, że albo tam w ogóle nie dojeżdżamy albo po jakimś czasie podróży, kompletnie zmęczeni, styrani życiem i wieczną pogonią za „ tym żeby było lepiej” , chcemy wysiąść i wrócić do początku. Tylko, że za sobą zostawiliśmy wszystko i z rozpaczą zauważamy, że tam już nikt nie czeka.
NIbylandia nas pochłania, wciąga, zmienia. Jeszcze niby siedzimy razem w kawiarniach restauracjach, klubach i pozornie jesteśmy razem. Pozornie, bo powszechny obrazek, inspiracja do niezliczonej ilości memów mówi co innego. Zapatrzeni w ekrany smartfonów, siedzimy „niby razem”…
Pewnie w niedalekiej przyszłości będziemy do tych kawiarni, restauracji chodzić ze swoimi androidami… o ile wcześniej nie zabije nas epidemia samotności, pustki, emocjonalnego wyjałowienia. Chyba że sami siebie pozabijamy w międzyczasie – budując nowy lepszy świat!!!