W celu świadczenia usług na najwyższym poziomie w ramach naszej strony internetowej korzystamy z plików cookies. Pliki cookies umożliwiają nam zapewnienie prawidłowego działania naszej strony internetowej oraz realizację podstawowych jej funkcji.

Te cookies są niezbędne do funkcjonowania naszej strony i nie może być wyłączony w naszych systemach. Możesz zmienić ustawienia tak, aby je zablokować, jednak strona nie będzie wtedy funkcjonowała prawidłowo
Te cookies pozwalają nam mierzyć ilość wizyt i zbierać informacje o źródłach ruchu, dzięki czemu możemy poprawić działanie naszej strony. Pomagają nam też dowiedzieć się, które strony są najbardziej popularne lub jak odwiedzający poruszają się po naszej witrynie. Jeśli zablokujesz ten rodzaj cookies nie będziemy mogli zbierać informacji o korzystaniu z witryny oraz nie będziemy w stanie monitorować jej wydajności.
Te cookies służą do tego, aby wiadomości reklamowe były bardziej trafne oraz dostosowane do Twoich preferencji. Zapobiegają też ponownemu pojawianiu się tych samych reklam. Reklamy te służą wyłącznie do informowania o prowadzonych działaniach. Więcej informacji możesz znaleźć w naszej polityce prywatności.
BBlogosfera

Na pamięć! Na pamięć!

Na pamięć! Na pamięć!

Poszłam wczoraj na wieczorny, długi spacer z psem i nie wiedzieć zupełnie dlaczego, przypomniała mi się taka zabawa z dzieciństwa „Poszedł Marek na jarmarek…” Zapamiętywaliśmy z rodzeństwem jakieś irracjonalne liczby zakupionych w wyobraźni przedmiotów i – rzecz jasna, bo o to w tej zabawie chodzi – wymienialiśmy je w odpowiedniej kolejności kupowania, a wymyślaliśmy produkty nie byle jakie i nie byle jak nazywane. Prześcigaliśmy się w zwycięstwach, każdy chciał mieć żółtą koszulkę lidera, przynajmniej na jeden dzień, bo graliśmy codziennie. Ćwiczyliśmy pamięć dla samego ćwiczenia i pękaliśmy z dumy, ile jesteśmy w stanie w głowach pomieścić! 

Całe dzieciństwo i nastoletniość, bo nie wiem w sumie jak ten kolejny etap zgrabnie nazwać, wkuwałam coś na pamięć. Potem już mi tak zostało i wciąż zapamiętywałam mnóstwo wszystkiego. Nie było przecież wyjścia, żeby coś zostało w głowie, trzeba było to tam umieścić. Pamiętam mnóstwo zbędnych, jak mi się dzisiaj wydaje rzeczy, taki na ten przykład matematyczny wierszyk: „W pierwszej wszystkie są dodatnie, w drugiej tylko sinus, w trzeciej tangens i cotangens, a w czwartej cosinus”. Nie wiem, do czego wtedy, w liceum ten wierszyk stosowaliśmy, ale pamiętam i już. Matematyk zresztą co rusz nam powtarzał, że mamy się czegoś tam nauczyć – na pamięć -  a zrozumienie przyjdzie samo. Do mnie zwykle nie przychodziło, ale śmiem mu przyznać w pewnym stopniu rację, ale nie o tym dzisiejszy tekst.

Jestem zwolenniczką uczenia się na pamięć, jestem zwolenniczką siłowni dla mózgu. Przyszło mi dzisiaj do głowy, nomen omen, że powinnam dziękować nauczycielom z podstawówki, bo znam mnóstwo tekstów i to wcale nie tylko rymowanych tekstów i pamiętam je od ponad czterdziestu niektóre nawet lat. Nauczyłam się kiedyś całego koncertu Jankiela z „Pana Tadeusza”, pewnie z powodu Święta Konstytucji, ale nie mogę wyjść z podziwu, że w całości we mnie został i dzisiaj, kiedy go sobie śpiewam, bo to przecież czysta, piękna melodia trzynastozgłoskowca sylabicznego i momentami sylabotonicznego, olśniona jestem możliwościami głowy! Nie mogę sobie przypomnieć czasem, co robiłam dwa dni wcześniej na lekcji, ale za to pamiętam ogromne fragmenty, ogromne, przepięknej baśni Piotra Jerszowa - z wczesnego swojego dzieciństwa – o koniku Garbusku. Nauczyłam się na pamięć, żeby nie musieć brać ze sobą książki tu czy tam. Nauczyłam się też kiedyś na pamięć wszystkich europejskich i azjatyckich stolic i wymieniam ciurkiem! Wszystkie! 

Piszę o tym, bo uczenie się na pamięć – zupełnie świadome, techniczne ma wielki sens. Zapamiętywanie dat, numerów telefonów, adresów itd. jest doskonałym treningiem mózgu, który musi mieć regularną porcję gimnastyki, bo inaczej – bez kondycji - padnie zanim przejdziemy na emeryturę. Dzisiaj co rusz słychać głosy, że tzw. wkuwanie jest zupełnie bez sensu, że niczemu nie służy, że po co wkuwać, skoro można to wszystko w mig sobie sprawdzić. To oczywiste, że można, tylko sprawdzanie nie jest treningiem, to jak oglądać siłownię w telewizji. 

Uczenie się na pamięć jest doskonałym treningiem skupienia i koncentracji, zapamiętywanie dużych partii tekstu, doskonale uczy obrazowania, logicznego myślenia, kojarzenia, a bez tych umiejętności wyszukiwanie w mig jest zaledwie wyszukiwaniem w mig – niczym więcej. Uczenie się na pamięć stało się niemodne jak wiele innych umiejętności, które wyparte zostały ultrazaawansowanymi technologiami. Słynne kiedyś i obowiązkowe uczenie się wierszy na pamięć nie zostało zastąpione zupełnie niczym – z czasem w ogóle uczenie się na pamięć zostało oprotestowane, przecież wszystko można sprawdzić w mig, to po co wysilać mózg! 

Przyłapuję się dzisiaj sama na tym, że stosuję zasadę: skoro zapisuję, to nie muszę pamiętać i to działa. Notatnik w smartfonie mam zapchany po sufit informacjami (wcale nie, bo on ma nieskończoną - w moim odczuciu - pojemność), których nie muszę zapamiętywać, właściwie to niewiele muszę dzisiaj zapamiętywać. Ustawienie sobie w kalendarzu cyfrowym dni urodzin zwalnia mnie zupełnie z ich zapamiętywania, setki kontaktów w telefonie – nie trzeba zapamiętywać numerów. Kurczę, nie znam na pamięć ani jednego numeru telefonu, poza numerem męża i sekretariatu szkoły, w której pracuję, ale za to pamiętam doskonale numer do ośrodka wczasowego, w którym kierowałam kolonią dwadzieścia pięć lat temu! Kiedyś, przebywając w jednym z katowickich szpitali, ktoś skradł mi tablice rejestracyjne z mojego własnego samochodu, za  żadne skarby świata nie mogłam sobie na komendzie policji przypomnieć numerów (dowód rejestracyjny zostawiłam w szpitalu, tłumaczyłam to nerwami)! Pamiętam za to doskonale numery rejestracyjne skody mojego taty z 1985 roku! Nie mogę żadną mocą zapamiętać adresów, numerów mieszkań, domów (mam pojemny notatnik J), pamiętam za to dokładnie adres dziewczynki z Ufy, Gizeli, z którą pisałam listy w szóstej klasie podstawówki, poznałyśmy się na obozie harcerskim w NRD. 

Myślę, że tak jak dzielimy się na ultrawielbicieli Michała Bajora (to ja!) i ultra jego nie wielbicieli, to tak samo jest z akceptacją uczenia się na pamięć. Jedni z nas widzą wielką zaletę w posiadaniu potężnych zasobów tekstów, słów, dat, numerów w swojej głowie, bo to trochę jak z robieniem zapasów – fajnie mieć wszystko pod ręką, inni doceniają Biedronkę pod domem, po co więc robić zapasy? Nie zamierzam rozstrzygać tutaj niczego, po prostu takie mam poniedziałkowe obserwacje – zapamiętujemy coraz mniej i mniej, bo nie trenujemy pamięci, zawierzyliśmy podręcznej technologii z nadzieją, że będzie trwać wiecznie. Zachodzę w głowę, jak nam będzie na starość z takim podkurczonym mózgiem. Ciekawe… 

P.S. Czasami uczę się tekstów na pamięć… dla szpanu… A co… 

 

Powiązane artykuły

O nas

Portal jest miejscem spotkania i dyskusji dla tych, którym nie wystarcza codzienna dawka smutnych newsów, jednakowych we wszystkich mediach. Chcemy pisać o naszym mieście, Bielsku-Białej, bo lubimy to miasto i jego mieszkańców. W naszej pracy pozostajemy niezależni od lokalnych władz i biznesu.

Cart