Kiedy niemal w przeddzień 45. rocznicy strajków sierpniowych bielsko-bialscy radni wszystkich klubów zdecydowaną większością głosów uchwalili żałosną uchwałę ksenofobiczną – stanowiącą niby kompromis, a faktycznie pisaną pod dyktando zbankrutowanego budowlańca, dziś bojówkarza grającego na zlecenie rolę obrońcy Narodu, Wiary i Granic – napisałem tutaj, że gdy będą przeglądać foldery o tolerancyjnym i wielokulturowym Bielsku-Białej, to im ręka uschnie. Więc w październikową środę uchwałę uchylili w całości!
Oczywiście, nie mogli przyznać, że zmienili zdanie pod wpływem felietonu w Lubbie.pl, więc argumentowali, że na skutek ich sierpniowej decyzji miasto ryzykowało utratę pieniędzy. Napisali w uzasadnieniu uchylenia, że „w żadnym stopniu” nie mieli wtedy „na celu dyskryminacji rasowej, religijnej czy kulturowej”, która oczywiście zamyka dostęp do programów finansowanych przez UE. Teraz jednak przyszło im na myśl, że treść tamtego aktu ich zbiorowej mądrości „może budzić w tym zakresie wątpliwości”. Naprawdę? W sierpniu panie i panowie tego nie wiedzieli? I teraz zmieniacie zdanie, bo przestraszyliście się, że – jak wyznał na sesji Krzysztof Jazowy – miasto może stracić 1,1 mld złotych dofinansowania z funduszy unijnych, więc nie będzie mogło zrealizować wielu inwestycji.
Uchwalili, że uchylają. Brawo. Lepiej naprawić błąd, niż w nim trwać.
Z uzasadnienia naprawy skandalu dowiadujemy się jednak kilku naprawdę przerażających rzeczy. Obserwując życie samorządowe, dawno zauważyłem, że w sprawach niezwiązanych z bieżącym funkcjonowaniem miasta radni mają problem z wypracowaniem jasnego stanowiska. Kiedy minął mi pierwszy gniew na uchwałę ksenofobiczną, tak właśnie tłumaczyłem sobie jej uchwalenie. Praktycy, myślałem, obciążeni codzienną troską o remonty dróg, finansowanie oświaty czy wywóz nieczystości, zostali zaskoczeni, myślałem, przez akcję polityczną BBB (budwlańca-bankruta-bojówkarza) i wyszło słabo, bo w tym zakresie nie mają wprawy.
Teraz jednak okazuje się, że po pierwsze nasi radni nie znają regulaminów programów dotacyjnych, w których miasto startuje. Bo gdyby znali, jako pragmatycy nie podjęliby uchwały sierpniowej. Czyli ta praktyczna, kompetencja, którą naiwnie im przypisywałem, jest wątpliwa.
Po drugie, rodzi się niepokojące pytanie: jeśli powodem zmiany zdania przez całą radę jest w przybliżeniu jeden miliard złotych, to koszt zmiany zdania w jakiejkolwiek sprawie przez jednego radnego można wyliczyć, dzieląc tę kwotę przez liczbę radnych czy tylko przez liczbę tych, którzy zdanie zmienili?
Po trzecie, czy ci, którzy nie głosowali za uchyleniem uchwały ksenofobicznej, uważają, że inwestycje miejskie o wartości miliarda złotych są niepotrzebne, czy może znają inne źródła ich finansowania?
Oczywiście w autorskim zadufaniu myślę sobie, że nie trzeba tak precyzyjnie analizować oficjalnych uzasadnień obecnej decyzji rady, bo naprawdę chodzi o to, że państwo przeczytali sobie felieton i zrozumieli, że palnęli głupstwo. No i teraz niezgrabnie się wycofują.
Morał z tej historii wydaje się banalny: łatwiej stracić twarz niż ją odzyskać. Ale w mieście nad Białą nic nie jest banalne. Szans na odzyskanie twarzy jest tu dwa razy więcej niż gdzie indziej. Zacząłbym jak wszędzie – od mocnego postanowienia poprawy – ale potem poszedłbym na spacer w stronę gór. Po drodze można przecież spotkać cenionych specjalistów medycyny estetycznej.
Janusz Legoń