W celu świadczenia usług na najwyższym poziomie w ramach naszej strony internetowej korzystamy z plików cookies. Pliki cookies umożliwiają nam zapewnienie prawidłowego działania naszej strony internetowej oraz realizację podstawowych jej funkcji.

Te cookies są niezbędne do funkcjonowania naszej strony i nie może być wyłączony w naszych systemach. Możesz zmienić ustawienia tak, aby je zablokować, jednak strona nie będzie wtedy funkcjonowała prawidłowo
Te cookies pozwalają nam mierzyć ilość wizyt i zbierać informacje o źródłach ruchu, dzięki czemu możemy poprawić działanie naszej strony. Pomagają nam też dowiedzieć się, które strony są najbardziej popularne lub jak odwiedzający poruszają się po naszej witrynie. Jeśli zablokujesz ten rodzaj cookies nie będziemy mogli zbierać informacji o korzystaniu z witryny oraz nie będziemy w stanie monitorować jej wydajności.
Te cookies służą do tego, aby wiadomości reklamowe były bardziej trafne oraz dostosowane do Twoich preferencji. Zapobiegają też ponownemu pojawianiu się tych samych reklam. Reklamy te służą wyłącznie do informowania o prowadzonych działaniach. Więcej informacji możesz znaleźć w naszej polityce prywatności.
BBlogosfera

Helsińska tragedia czy błogosławieństwo?

Helsińska tragedia czy błogosławieństwo?

Za nami czas reprezentacyjny. Polska zwyciężyła w dwóch ostatnich meczach. Skromne 1:0 z Nową Zelandią, uczestnikiem przyszłorocznego mundialu, i 2:0 w eliminacjach z Litwą. Te zwycięstwa  sprawiły, że kibicowskie usta mogły przybrać grymas lekkiego uśmiechu. Coś się wokół kadry zmienia. Delikatnie i stopniowo, ale jednak. 

Na początek trzeba postawić sprawę jasno. Pierwszy mecz, ten sparingowy w Chorzowie, porywającym widowiskiem nie był. Gra była niemrawa. Emocje - jak na grzybach. Ale można i w takim spotkaniu doszukać się plusów. Po pierwsze, zagrali ci, którzy zazwyczaj wchodzą z ławki rezerwowych. Po drugie, wynik jest korzystny. Z Litwą natomiast widziałem momenty naprawdę ciekawe. Pewnie, że rywal nie był z najwyższej półki (Macedonia czy Finlandia też nie były, a jednak Polaków pokonały), ale trzeba doceniać to zwycięstwo, bo mocno przybliża nas do baraży o awans na mistrzostwa świata. I jeszcze jeden pozytyw. W Kownie było widać i słychać było kibiców. Nie mówię tu o politycznych przyśpiewkach skierowanych w stronę rządu, ale o głośnym i regularnym dopingu dla piłkarzy. Aż dziw bierze, że polski kibic musi wyjechać za granicę (w Glasgow było podobnie), by pokazać się z dobrej strony. Szkoda, że na Stadionie Narodowym czy nawet Stadionie Śląskim o podobnym wsparciu z trybun - na dzisiaj - mowy być nie może. Szkoda, bo żywiołowe dopingowanie, głośny i równy śpiew fanów jest jednym z elementów futbolu. Bez niego piłkarzom na pewno gra się gorzej. A i sam sportowy spektakl wiele traci.

Te reprezentacyjne mecze nasunęły mi jeszcze jedną myśl. Często w życiu jest tak, że dane wydarzenia nabierają sensu dopiero z czasem. Od razu, na gorąco, lepiej ich nie oceniać. Warto dać im się zestarzeć, żeby wyciągnąć pewne wnioski. I tak mam z meczem w Helsinkach - tym pamiętnym, przegranym z Finlandią. Dla mnie wydarzenia wokół niego, a potem sam przebieg były sportową i wizerunkową tragedią. Dziś widać jak wiele znaczyła ta porażka. Bo gdy spojrzymy na grupę eliminacyjną, to wychodzi na to, że kolejny mecz z Holandią (przy wygranej w Finlandii) były meczem o bezpośredni awans. Ale…

No właśnie, “ale”. 

Przegrana w Helsinkach dzisiaj jest błogosławieństwem. Dzięki serii tamtych wydarzeń na stanowisku selekcjonera zatrudniono Jana Urbana. Obejrzałem kilka kilka wywiadów z nim w roli głównej i mam nieodparte wrażenie, że w dużej mierze dzięki niemu i jego podejściu wizerunek polskiej kadry jest nieco cieplejszy. Urban wydaje się być facetem, który wprowadza taki naturalny luz: i w grupie piłkarzy i na konferencjach prasowych. Nie tworzy z reprezentacji “oblężonej twierdzy”, a wręcz ją otwiera. No i najważniejsze, broni się wynikami, bo jak skrzętnie wyliczyli statystycy, ostatni raz tak dobry start z reprezentacją zaliczył Janusz Wójcik… w 1997 roku. Słynny “Wójt” w czterech pierwszych meczach zanotował trzy wygrane i porażkę. A Urban? On meczu jeszcze nie przegrał. I pewnie, że trójka, którą pokonywał (Finlandia, Nowa Zelandia i Litwa), nie należą do piłkarskich potentatów. Ale już Holendrzy są w czubie, a z nimi przecież zremisował. I to na wyjeździe. 

Wyniki na pewno poprawiły atmosferę wokół najważniejszej drużyny w kraju. Jest spokojniej, da się to odczuć nawet w relacjach medialnych. Dziennikarze nie doszukują się już afer, konfliktów, tylko pytają o sprawy boiskowe, o taktykę, zestawienie, formę poszczególnych piłkarzy. Kto wie, czy to nie jest największym “pohelsińskim” błogosławieństwem i sukcesem trenera Jana Urbana.

P.S. Piszę te słowa po meczu kadry U21 ze Szwedami. W jednym z komentarzy internautów przeczytałem, że Jerzy Brzęczek “stworzył potwora”. W eliminacjach, w czterech meczach, młodzi Polacy zdobyli komplet punktów, strzelili piętnaście (!) bramek i nie stracili żadnej. Imponujące! 

Powiązane artykuły

O nas

Portal jest miejscem spotkania i dyskusji dla tych, którym nie wystarcza codzienna dawka smutnych newsów, jednakowych we wszystkich mediach. Chcemy pisać o naszym mieście, Bielsku-Białej, bo lubimy to miasto i jego mieszkańców. W naszej pracy pozostajemy niezależni od lokalnych władz i biznesu.

Cart