W celu świadczenia usług na najwyższym poziomie w ramach naszej strony internetowej korzystamy z plików cookies. Pliki cookies umożliwiają nam zapewnienie prawidłowego działania naszej strony internetowej oraz realizację podstawowych jej funkcji.

Te cookies są niezbędne do funkcjonowania naszej strony i nie może być wyłączony w naszych systemach. Możesz zmienić ustawienia tak, aby je zablokować, jednak strona nie będzie wtedy funkcjonowała prawidłowo
Te cookies pozwalają nam mierzyć ilość wizyt i zbierać informacje o źródłach ruchu, dzięki czemu możemy poprawić działanie naszej strony. Pomagają nam też dowiedzieć się, które strony są najbardziej popularne lub jak odwiedzający poruszają się po naszej witrynie. Jeśli zablokujesz ten rodzaj cookies nie będziemy mogli zbierać informacji o korzystaniu z witryny oraz nie będziemy w stanie monitorować jej wydajności.
Te cookies służą do tego, aby wiadomości reklamowe były bardziej trafne oraz dostosowane do Twoich preferencji. Zapobiegają też ponownemu pojawianiu się tych samych reklam. Reklamy te służą wyłącznie do informowania o prowadzonych działaniach. Więcej informacji możesz znaleźć w naszej polityce prywatności.
BBlogosfera

Ragoût z mózgu, błyskotki i Zoë

Ragoût z mózgu, błyskotki i Zoë

Wracam do Zoë, żony pioniera psychoanalizy doktora Jekelsa, która odebrała sobie życie w Bystrej 21 stycznia 1910 roku. Jakakolwiek była przyczyna jej desperackiego kroku, po śmierci prześladowały ją przeinaczenia i zwykłe literówki, które utrudniają dotarcie do informacji. Mimo tych utrudnień, sporo zagadek biograficznych rozwikłała Lena Magnone (w książce Emisariusze Freuda), która jak dotąd poświęciła jej najwięcej uwagi. Do jej ustaleń dodaję kilka nowych.

Właściwie nosiła imiona Sara Anna, urodziła się w 1878 lub 1879 roku w Cieszynie (nie znamy daty dziennej, a wiemy, że zmarła w wieku 31 lat). Pochowana została 23 stycznia 1910 na cmentarzu żydowskim w Bielsku. Była córką Huldy i Wilhelma Grossów. Jej ojciec był znanym cieszyńskim adwokatem, matka pochodziła z Wiednia. Imię Zoë (odwołujące się do słowa ζωή, które oznacza w klasycznej grece „życie”) Sara wybrała chyba samodzielnie. Pisano, że to pseudonim literacki – i rzeczywiście tylko nim, bez nazwiska, podpisywała książki – ale używała go też w życiu codziennym jako swego właściwego imienia, co szanowali również najbliżsi. Tylko ono widnieje w ogłoszeniu o pogrzebie zajmującym pół strony numeru „Bielitz-Biala’er Anzeiger” z 22 stycznia 1910, a podpisanym przez męża i rodziców.

W związek małżeński z blisko trzydziestoletnim Ludwikiem wstąpiła 4 października 1896 roku w Cieszynie. Liczyła wtedy siedemnaście lat. Gdzie i jak się poznali? Czy w Wiedniu, gdzie po zakończeniu studiów medycznych doktor Jekels pracował w różnych klinikach (z roczną przerwą na pracę w szpitalu garnizonowym we Lwowie)? Czy było to małżeństwo aranżowane, czy jakaś romantyczna historia? W każdym razie byli już małżeństwem, kiedy Ludwik zatrudnił się w na krótko w uzdrowisku w Jaworzu (1897). Zaraz potem (w 1898 lub jeszcze w 1897) kupił zakład wodoleczniczy w Bystrej i przekształcił go w zakład zdrojowy i słynne sanatorium. Przynajmniej częściowo za tą inwestycją stały pieniądze wniesione w posagu przez Zoë lub użyczone przez jej ojca (Magnone jest tego pewna).

Państwu Jekelsom urodziło się dwóch synów, Alfred i Stefan. Zoë wychowana była w kulturze niemieckiej i choć mówiła płynnie po polsku, utwory literackie publikowała po niemiecku. Zbliżyła się jednak do polskości i kultury polskiej do tego stopnia, że dzieci wychowywała po polsku. Potwierdzają to serdeczne wspomnienia pośmiertne zarówno w lokalnym „Dzienniku Cieszyńskim” (30 stycznia 1910), jak i potężnym „Kurierze Warszawskim” (27 stycznia 1910). Autor „Kuriera” pisał – wyprzedzając emfazę Pimki z Ferdydurke – że korzystając z pobytu w Bystrej kilku literatów polskich, zmarła starała się z ich pomocą przyswoić sobie skarby poezji naszej, zachwycając się pięknością wiersza Mickiewiczowskiego, cudnym polotem fantazji Słowackiego i innych.

Wcześniej, 20 listopada 1908 roku, „Kurier Warszawski” w rubryce „Z literatur obcych” pisał o Zoë jako budzącej zainteresowanie krytyki wiedeńskiej obiecującej literatce niemieckojęzycznej. Z jej twórczości, oprócz dramatu, o którym będzie jeszcze mowa, wspomniano tam debiutancki, wydany w 1902 tom wierszy Fluten (co chyba trzeba przełożyć jako Nurty, a nie Fale jak napisano) i trzy tomy prozy: powieści Uferlos (Bez wyjścia, 1906),Tempelschänder (Świętokradcy, 1907), Über den Wolken. Märchen für Erwachsene (Ponad obłokami. Bajki dla dorosłych, 1908).

Choć w notatce warszawskiego dziennika pojawia się „itd.”, ta lista (niepozbawiona błędów: oprócz przeoczenia literówek oddzielono Ponad obłokami od podtytułu, tworząc z jednego dwa dzieła – co Lena Magnone przedrukowała bez komentarza) zawiera bodaj cały dorobek pisarski Zoë Jekels. Tak przynajmniej można wnosić z faktu, że taka sama (ale poprawna) lista pojawia się w biogramie napisanym przez Veronikę Pfolz, umieszczonym w biografiaA – bazie danych i leksykonie wybitnych kobiet austriackich (czterotomowe wydanie książkowe ukazało się w 2016, ale baza jest stale wzbogacana). Notabene w treści biogramu tytuł zbioru wierszy zapisano jako Blüten z datą 1904, co jest chyba tzw. oczywistą pomyłką, skoro poniżej podano Fluten i 1902…

Jaką wartość literacką miały jej dzieła? Same tytuły wskazują, że były raczej typowe dla modernizmu. Również wybór pseudonimu prowadzi w tym kierunku – na przykład tytuł „Życie” nosiło słynne pismo polskiej przybyszewszczyzny, gdzie za stronę graficzną odpowiadał Wyspiański. Ale trudno to sprawdzić. Austriacka biblioteka narodowa notuje jedynie Über den Wolken, ale nie udostępnia wersji cyfrowej książki. W internetowych antykwariatach pustki – znalazłem tylko Über den Wolken (jedne 100 euro, ale za to secesyjna okładka wypełniona deseniem ze stylizowanych liter Z, nie kupiłem). Pozostają recenzje. Chyba jednak nie było ich zbyt wiele. Po dłuższych poszukiwaniach udało mi się natrafić na obszerniejszy passus poświęcony owym baśniom dla dorosłych.

Monachijczyk Franz Dülberg chwalił książkę za walory językowe i liczne „subtelne półtony”, ale twierdził, że w czerpaniu przyjemności z lektury przeszkadza mu wystudiowany, a jednak niedojrzały pesymizm i kokieteryjne zmęczenie światem. Pisał, że w jej baśniach niebo pozbawione jest radości. Przy narodzinach człowieka Bóg daje mu tylko „rodzaj ragoût z mózgu” (myśli i uczucia) i garść błyskotek (symbolizującą słowa). Anioł siada na łóżku dziecka i zjada jego słodycze – anioły bowiem kradną ludziom złudzenia po to, by ich białe sukienki lśniły, a w zamian dają im szarą owsiankę jako pozorne spełnienie marzeń. Umierającemu Chrystusowi Bóg wyznaje, że indywidualna nieśmiertelność to kłopot (krytyk uznaje to już za scenę niepotrzebnie bolesną nawet dla tych, co uwolnili się od dogmatów religii). Ziemia też została pokazana w tonacji moll. Jako przykład przytoczono opowieść o szlifierzu diamentów, wynalazcy szlifu fasetkowego, który przeklina swoje rzemiosło, ponieważ służy ono wyłącznie próżności kobiet. W konsekwencji szlifierz zniewala dobroduszną, skromną dziewczynę, która chętnie zostałaby jego kochanką z własnej woli. Z kolei jako prawdopodobne odsłonięcie autorskiej niemocy krytyk – który nie znał tożsamości autorki – traktuje baśń o minstrelu i Śpiącej Królewnie. Jej bohaterowi niemal udaje się za sprawą uwodzicielskiego śpiewu tchnąć w królewnę nowe życie, ale w ostatniej chwili braknie mu sił. Po opuszczeniu niesamowitego, na wpół żywego zamku orientuje się, że sam się postarzał, a jego rysy zwietrzały (Franz Dülberg Märchenland, „Literarische Echo” 1908, nr 24, kol. 1712 i n.).

 

Powiązane artykuły

O nas

Portal jest miejscem spotkania i dyskusji dla tych, którym nie wystarcza codzienna dawka smutnych newsów, jednakowych we wszystkich mediach. Chcemy pisać o naszym mieście, Bielsku-Białej, bo lubimy to miasto i jego mieszkańców. W naszej pracy pozostajemy niezależni od lokalnych władz i biznesu.

Cart