W celu świadczenia usług na najwyższym poziomie w ramach naszej strony internetowej korzystamy z plików cookies. Pliki cookies umożliwiają nam zapewnienie prawidłowego działania naszej strony internetowej oraz realizację podstawowych jej funkcji.

Te cookies są niezbędne do funkcjonowania naszej strony i nie może być wyłączony w naszych systemach. Możesz zmienić ustawienia tak, aby je zablokować, jednak strona nie będzie wtedy funkcjonowała prawidłowo
Te cookies pozwalają nam mierzyć ilość wizyt i zbierać informacje o źródłach ruchu, dzięki czemu możemy poprawić działanie naszej strony. Pomagają nam też dowiedzieć się, które strony są najbardziej popularne lub jak odwiedzający poruszają się po naszej witrynie. Jeśli zablokujesz ten rodzaj cookies nie będziemy mogli zbierać informacji o korzystaniu z witryny oraz nie będziemy w stanie monitorować jej wydajności.
Te cookies służą do tego, aby wiadomości reklamowe były bardziej trafne oraz dostosowane do Twoich preferencji. Zapobiegają też ponownemu pojawianiu się tych samych reklam. Reklamy te służą wyłącznie do informowania o prowadzonych działaniach. Więcej informacji możesz znaleźć w naszej polityce prywatności.
BBlogosfera

Śmierć solidarności

Śmierć solidarności

Na naszych oczach umiera solidarność. Nie z przyczyn naturalnych. Zadawane są jej coraz silniejsze ciosy.To zjawisko tym smutniejsze, że w sierpniu minie czterdzieści pięć lat, odkąd przyjęliśmy tę postawę jako polską specjalność. Pomogła ona wspólnie „zarówno wierzącym w Boga będącego źródłem prawdy, sprawiedliwości, dobra i piękna, jak i niepodzielającym tej wiary, a te uniwersalne wartości wywodzącym z innych źródeł” zjednoczyć wysiłki dla odzyskania wolności Rzeczypospolitej, a później dokonać niełatwej przemiany ustrojowej w sposób bezkrwawy i otwierający perspektywę nowego życia w tej wspólnocie również tym, którzy sprawie wolności niegdyś się sprzeniewierzyli, co pozwoliło nam wyrwać się z błędnego koła odwetu. W zakończeniu preambuły konstytucji znajdziemy jeszcze wezwanie do zachowania „przyrodzonej godności człowieka, jego prawa do wolności i obowiązku solidarności z innymi”.

Dziś w całym kraju doświadczamy coraz częstszych napaści na solidarność.

W naszym regionie takie zamachy zdarzyły się 11 lipca w Cieszynie. Znamy sprawców. Jednym z nich jest poseł stronnictwa o nazwie Konfederacja, drugim – poseł reprezentujący odłam o nazwie Konfederacja Korony Polskiej – Ad Maiorem Dei Gloriam (niepolska część nazwy oznacza „ku większej chwale Boga”). Na pierwszego pana głosowało w wyborach w 2023 roku 18 134 (4,07%), a na drugiego 11 089 naszych sąsiadów (2,91% głosów w okręgu). W trybie interwencji poselskiej parlamentarzyści (jeden po drugim, bo któryś podkradł pomysł koledze) zażądali wpuszczenia na balkon cieszyńskiego ratusza, po czym wiszące tam obok flag Polski, Unii Europejskiej i miasta Cieszyna flagi Ukrainy usunęli, na ich miejsce umieszczając kolejne flagi polskie. Jak napisał ów mniej popularny sprawca, „wywieszanie flag Ukrainy na urzędzie miasta w okolicznościach 82. rocznicy krwawej niedzieli na Wołyniu jest napluciem ich ofiarom i potomkom w twarz”. Pomijając wstydliwą polszczyznę tego oświadczenia, warto zwrócić uwagę, że flagi ukraińskie wisiały tam od 25 lutego 2022, a pojawiły się na cieszyńskim ratuszu, jak w wielu innych miejscach w Polsce jako – uwaga, uwaga, podkreślam, bo może ktoś zapomniał – znak solidarności z napadniętą przez Rosję Ukrainą. Napadniętą dlatego, że tamtejsze społeczeństwo chciało wyrwać się ze strefy wpływów rosyjskich i dołączyć do – uwaga, uwaga – Zachodu, nazywanego przez Putina kolektywnym. Czyli do nas. Za to ci ludzie płacili i niestety ciągle płacą, najwyższą cenę.

Czy akt solidarności z ofiarami trwającej wojny jest jakoś sprzeczny z obowiązkiem pamięci o tragedii wołyńskiej sprzed blisko stu lat? A dlaczego to miałoby być sprzeczne? Ludobójstwo dokonane na Wołyniu w 1943 domaga się od nas upamiętnienia i udokumentowania. Od Ukraińców wymaga wysiłku rozliczenia się z tą częścią swojej przeszłości. To długotrwały i niełatwy proces, który w Polsce dokonywał się w na przykład w odniesieniu do antysemityzmu i wydawał się niemal zamknięty, dopóki niektórzy politycy (tym razem z PiS, a nie Konfederacji) nie zaczęli odwracać go i unieważniać, nazywając „pedagogiką wstydu”. Społeczeństwa tego potrzebują dla zdrowia. Taka praca intelektualna i duchowa, taka pedagogika wstydu potrzebna jest Ukrainie. Czy można ją uprawiać w czasie wojny? Na pewno nie. Więc może warto wspierać Ukrainę w dążeniu do utrzymania niepodległości, choćby po to, by miała szansę w pokoju rozliczyć się z ciemnymi stronami swej historii?

W przeciwnym przypadku nie wyrwiemy się z błędnego koła rachunków krzywd. Ukraińcy też mają swoich „konfiarzy”. A gdzie ustawić punkt odniesienia dla rozliczeń? Dlaczego w 1943? Może w latach trzydziestych, gdy w ramach pacyfikacji ukraiński wsi Polacy niszczyli cerkwie? A może w czasy okrutnego Jaremy Wiśniowieckiego, o których tak barwnie pisał Sienkiewicz. A może cofnąć się o tysiąc siedem lat, do czasu kiedy Bolesław Chrobry zajął Kijów i – jak donosi kronikarz Gall – oprócz uderzenia mieczem w Złotą Bramę oraz zdobycia bogatych łupów – zgwałcił, po czym uprowadził do Polski jako nałożnicę siostrę Jarosława Mądrego Przedsławę (o której rękę bezskutecznie starał się rok wcześniej)…

W upominaniu się przez konfederatów wszelkich odmian (oraz zrzeszonych gdzie indziej nacjonalistów) o pamięć o zbrodni wołyńskiej tkwi pewien ponury paradoks. Celem zbrodniarzy z Wołynia w 1943 było TO SAMO, o czym marzył przed wojną Obóz Narodowo-Radykalny, a teraz oni: państwo jednolite etnicznie, bez obcych. Jak to osiągnąć? Nie wpuszczać albo wypędzać. Albo… użyć przemocy bardziej. Jej skala może sięgać ludobójstwa, przykładów na to wiele nie tylko w naszej części świata.

Cieszyński zamach panów posłów na solidarność ma tylko jeden mały pozytywny aspekt, właściwie mój prywatny… Od dawna zastanawiałem się, jak oni to łączą w głowach: skrajny liberalizm spod znaku kiedyś Korwina, a dzisiaj Mentzena, przy którym Balcerowicz wydaje się ostrożnym socjalistą – z reprezentowaną powiedzmy przez wicemarszałka Bosaka tradycją nacjonalistyczną spod znaku ONR (według której gospodarka powinna być sterowana, a życie jednostki podporządkowane interesom etnicznego narodu). Okazuje się, że kluczem jest Hobbesowska (a może wzięta z Darwina?) wizja świata jako areny wojny wszystkich ze wszystkimi, gdzie rację ma silniejszy. Gdzie nie ma miejsca na solidarność, bo króluje egoizm. Indywidualny i narodowy. Dlatego właśnie trzeba solidarność zabić, strasząc rzekomym najazdem imigrantów, rzekomą ukrainizacją Polski, czy nawet rzekomą szkodliwością szczepionek – bo przecież szczepię się nie tylko po to, żeby nie zachorować osobiście, ale i w solidarnej trosce o innych, żeby nie rozprzestrzeniać choroby. Swoją drogą mało to chrześcijańskie i choćby wódz Korony całe Credo wpisał do nazwy partii, będziemy się zastanawiać, o jakiego boga czy demona mu chodzi.

Nie mogę się powstrzymać, żeby nie podzielić się tutaj dość niestosowną uwagą. Jedyne usprawiedliwienie dla tej swawoli widzę w tym, że ugrupowania obydwu panów posłów propagują odrzucenie politycznej poprawności jako niedopuszczalnego ograniczenia wolności słowa. Owa wyklęta polityczna poprawność obejmuje między innymi postulat, by nie odnosić się do brzmienia nazwiska krytykowanej osoby, ponieważ ona nie miała wpływu na to, z jakim mianem się urodziła. Skoro furda z poprawnością, jak twierdzicie, to dobrze, spróbujmy bez ogródek. Otóż nazwiska każdego z panów są znaczące. Według prowadzonego przez Instytut Języka Polskiego PAN internetowego słownika, nazwisko Foltyn jest spolszczoną (już w średniowieczu!) wersją nazwiska niemieckiego będącego zgermanizowanym wariantem łacińskiego imienia Valentinus (Walenty). Według niektórych mniej wiarygodnych źródeł nazwisko to może oznaczać w polszczyźnie też „włóczęgę”, „wędrowca” lub „podróżnika”. Nazwisko Fritz nie jest spolszczone, pochodzi od niemieckiego skrócenia imienia Fryderyk.

Nie wiem, Szanowni Deputaci, nic o Waszych przodkach. Jestem przekonany, że byli to porządni ludzie i polscy patrioci. Ale na pewno kiedyś tam, któryś z nich, ileś pokoleń temu, w jednym i drugim przypadku – był imigrantem na ziemie polskie. Młodym (w każdym razie w wieku rozrodczym) mężczyzną, bo po mieczu dziedziczy się nazwisko. Nachodźcą, jak mawiają wasi partyjni koledzy. I to STAAAMTĄD! Czy ów praprzodek przybył do nas w niecnych zamiarach, ze sztyletem czy pistoletem realizując Drang nach Osten? Arogancko uważał się za kulturträgera? Może był po prostu kupcem lub przedsiębiorcą i został tutaj, bo jego obcy kapitał dobrze profitował? A może jako rolnik czy rzemieślnik przybył nad Wisłę do ciężkiej harówki „za chlebem”? A może szukał azylu, bo coś przeskrobał w ojczyźnie – jak norymberczyk, z którego dzieła jesteśmy tak dumni, Wit Stwosz? W każdym razie, aby ów praszczur zapuścił tu korzenie, a panowie mogli (oczywiście każdy osobno) pojawić się na ziemskim padole, musiała wmieszać się miłość. Ta powszednia, prokreacyjna. I ta mniej fizyczna – do jakiegoś miejsca, krajobrazu, ludzi Jedną z postaci tej drugiej jest solidarność. Którą właśnie chcecie unicestwić. Wstyd.

O solidarność trzeba dbać. Burmistrz Cieszyna Gabriela Staszkiewicz stara się znaleźć uczciwe wyjście w trudnej sytuacji szantażu moralnego, ale ostatnie doniesienia mediów wskazują, że przechodzi do defensywy, choć ma za sobą uchwałę rady miejskiej podjętą kilka miesięcy temu po poprzedniej akcji przeciw flagom. Może, atakowana w internecie, nie czuje wystarczającego wsparcia mieszkańców? Solidarni cieszyniacy pewnie wyjechali na urlop.

Janusz Legoń

Powiązane artykuły

O nas

Portal jest miejscem spotkania i dyskusji dla tych, którym nie wystarcza codzienna dawka smutnych newsów, jednakowych we wszystkich mediach. Chcemy pisać o naszym mieście, Bielsku-Białej, bo lubimy to miasto i jego mieszkańców. W naszej pracy pozostajemy niezależni od lokalnych władz i biznesu.

Cart