Ojciec to zajęcie przereklamowane – mówią jedni, to najlepsze co mi się przytrafiło w życiu – dodają drudzy. To powód do dumy i radości, ale też wielu zmartwień, frustracji, rozczarowań. Nie ma jednego wzorca, matrycy, modelu bycia ojcem. Bo i ten drugi (syn, córka) jest jedyny w swoim rodzaju, niepowtarzalny, mega skomplikowany, nieprzewidywalny, wyjątkowy.
Bycie ojcem to wyzwanie, któremu nie jest łatwo sprostać. To ostra jazda bez trzymanki. Najpierw szok i zdziwienie, kiedy bierzesz na ręce dwa lub trzy kilogramy małego człowieka i nie wiesz co z tym zrobić. Każdy dzień, noc, kolka, płacz, wyżynanie zębów, pierwsza infekcja, sprawiają, że wówczas być może pierwszy raz w życiu troszczysz się o kogoś bardziej niż o siebie.
Nagrodą jest milion przytulasów, uścisków, śmiechu, radości, poprawiania Ci humoru kiedy masz chandrę, i dawania poczucia sensu kiedy cały świat się wali na głowę. Kiedy pierwszy raz ten mały człowiek powie w końcu tata, jesteś w siódmym niebie. Patrzysz jak rośnie, pięknieje, odnajdujesz podobieństwa w gestach, sposobie mówienia, poruszania się, rysach twarzy, kolorze oczu. Jesteś dumny, bo gdzieś tam bardziej czy mniej świadomie widzisz „kawałek” siebie. Potem przychodzi czas burzy i naporu, i nagle ten Twój anioł skarb, mówi Ci, że nic nie rozumiesz, nie wiesz, i że masz się nie wcinać, bo to nie Twoje życie. Szlag Cię trafia, i masz ochotę „udusić" tego potwora, którego sam stworzyłeś, i próbujesz zrozumieć gdzie popełniałeś błąd. Wtedy pomocną dłoń wyciąga do Ciebie Twój tata i mówi: byłeś taki sam, to przejdzie, wyluzuj. I przypominasz sobie, że ktoś gdzieś napisał, że dzieci uczą pokory i tak cholernie się z tym zgadzasz. Robisz sobie kawę, siadasz wygodnie w fotelu i próbujesz przeczekać. Kiedy znów robi się fajnie, twoje „maleństwo” pakuje manatki i wyrusza w nieznane na zdobywanie świata i budowanie swojej historii. Udajesz, ze jesteś zadowolony, życzysz powodzenia, robisz dobrą minę do złej gry, odwracasz głowę, żeby przypadkiem nie zauważył, że łza Ci się kręci w oku, bo przecież faceci nie płaczą (co za bzdurny pomysł) i zaczynasz tęsknić. Jak masz farta, to częściej niż raz na pół roku, Twoje dziecko odwiedza Cię, dzwoni, pije z Tobą kawę, opowiada o sobie.
Dziś jest Dzień Ojca.
Pozornie nie czekasz, nie sprawiasz wrażenia że to dla ciebie ważne, udajesz twardziela (to kolejny przereklamowany wzorzec faceta), ale w głębi duszy wiesz i czujesz, że to dla Ciebie ważne. Bo w głębi duszy ten „Twój klon” to ktoś kogo kochasz bezwarunkowo. A jak kogoś kochasz to chciałbyś mieć tego kogoś przy sobie. Jednak jesteś realistą, rozumiesz że nie wychowałeś dziecka dla siebie tylko dla „świata” i że tak musi być. Gdybyś nie był facetem to powiedziałbyś jak bardzo tęsknisz, jak Ci brakuje Twojego dorosłego dziecka, jak bardzo chciałbyś więcej uczestniczyć w jego życiu. Ale nie powiesz, bo jesteś facetem, a faceci są twardzi (co za bzdura).
Jesteś ojcem i dziś jest Twój dzień.
Wszystkim ojcom, życzę… Zresztą sami wiecie czego, już to napisałem wyżej.