Pierwszy raz tata zabrał mnie na mecz, gdy byłem jeszcze dzieckiem. Stadion wydawał się wtedy ogromny, a trybuny dudniły jak serce całego miasta. Piłkarze byli dla mnie bohaterami, których nazwiska powtarzałem szeptem, jakby to były zaklęcia. Tego dnia nie wiedziałem jeszcze, że to nie będzie tylko chwilowe zauroczenie, ale droga na całe życie.
Dorastałem razem z klubem. Z czasem zmieniłem miejsce – już nie tylko z perspektywy kibica, który ściska szalik na trybunie. Pojawiły się inne obowiązki, inna odpowiedzialność. Nieraz trzeba było zadbać o sprawy, które nie miały nic wspólnego z grą, a jednak były równie ważne. Bywało, że najpierw dopingowałem, a chwilę później musiałem wesprzeć kogoś w ciszy, poza światłem reflektorów. Tak, jakby klub i życie przeplatały się ze sobą nierozerwalnie. I tak jest do dziś – choć rola się zmieniała, wciąż jestem tu obecny, wciąż wierny, wciąż związany pracą i sercem.
Moi dawni idole stali się z czasem bliskimi ludźmi. Z niektórymi mogłem dzielić radości i codzienność. Z innymi – przyszło mi się żegnać. Był w tym ból, ale i zaszczyt, bo odchodzili ludzie wielkiego formatu: Mariusz Jendryczko, Grzegorz Więzik, Piotr Rocki, Arkadiusz Lazar. Wspaniali pracownicy – pan Tadek, Józek, Arek. Oddani kibice, bez których stadion nigdy nie byłby taki sam: prezydent Jacek Krywult, Andrzej Hutyra czy pan Kazimierz Kiszczak, najstarszy z wiernych. Ich obecność – i ich brak – przypominają, że klub to nie tylko piłkarze i wyniki. To ludzie. I to oni są jego prawdziwą historią.
Bielsko-Biała ma wiele klubów. Każdy z nich jest cząstką sportowej mapy miasta i każdy zasługuje na pamięć i szacunek. Ale jeśli mam wskazać coś, co naprawdę jednoczy nasze miasto, coś, co bije w jego sercu najmocniej – to jest to Podbeskidzie. To ono przez trzydzieści lat było dumą Bielska. To ono stało się symbolem i znakiem rozpoznawczym, którego nie sposób pomylić z żadnym innym.
Dzisiejsze derby z Rekordem są czymś więcej niż rywalizacją. To próba – nie tylko dla piłkarzy, ale dla nas, kibiców. Próba, czy potrafimy kibicować z pasją, a jednak z kulturą. Czy potrafimy krzyczeć głośno, a jednak z szacunkiem. Czy potrafimy sprawić, że dziecko przyprowadzone przez ojca – tak jak ja kiedyś – poczuje dumę i bezpieczeństwo, a nie strach.
Dlatego proszę Was: niech derby staną się świętem, a nie bitwą. Pokażmy, że kultura kibicowania to nie pusty slogan, ale prawdziwa siła, którą mamy. Pokażmy, że Podbeskidzie to nie tylko klub, lecz wspólnota ludzi wiernych swoim barwom. Bo zwycięstwo na murawie to jedno, ale zwycięstwo na trybunach – to dopiero prawdziwa wygrana.
Dziś więc niech wygra Bielsko-Biała. Niech wygra kultura. Niech wygra pamięć o tych, których już z nami nie ma. Niech wygra nasza wspólna duma. Bo Podbeskidzie to nie historia zapisana w książkach. To historia, którą wciąż piszemy – razem.
A dziś, gdy znów usiądę obok mojego taty i brata, czuję, jak zamyka się krąg. Kiedyś to on prowadził nas za rękę, dziś razem patrzymy na boisko… i wiecie co? Chciałbym, żeby zobaczył coś co wtedy było raczkującym marzeniem, a dziś może stać się namacalną rzeczywistością. Czerwono-biało-niebieską rodzinę.