Mój kolega został niedawno wyrzucony z zespołu punkowego. Nie za narkotyki i alkohol jak to zwykle bywa, ale za światopogląd. Po kilkuletnim okresie zaangażowania oświadczono mu, że sposób w jaki spostrzega rzeczywistość uniemożliwia dalsze wspólne muzykowanie. Pozostaje dla mnie łamigłówką w jaki sposób idee, które wyznawał autsajder werbalizowały się przez dźwięk, ponieważ wspomniany kolega jest instrumentalistą, nie pisze tekstów i nie wykrzykuje do mikrofonu żadnych treści. Formacji przez długi czas nie przeszkadzały jego poglądy, zapewne liczyła się umiejętność współpracy oraz miłość do muzyki.
Rozstano się z nim dlatego, że jest chrześcijaninem. Dowiedział się, że nie można być wyznawcą cieśli z Nazaretu, a zarazem wygrywać punkowych rytmów. Skład zespołu jeszcze by przymknął oko na jego wiarę, nie do końca wadziła, ale docierały sygnały od organizatorów koncertów, aby się z nim rozstać. Zasugerowano wyraźnie, jeżeli będzie grał nadal w waszym składzie, to szlaban na uczestnictwo w koncertach, więc poświęcono koniunkturalnie inaczej myślącego muzyka. Boże, gdzie ten stary bezkompromisowy punk, który nie kłania się systemowi i gardzi układami Babilonu!
W polemice ze znajomymi, którzy komentowali wydarzenie i podzielali decyzję zespołu, strona wykluczona powołała się do na podniesioną do rangi dogmatu – tolerancję. Otrzymała wyjaśnienie, że owszem tolerancja obowiązuje, ale nie jest dla wszystkich. Brzydko zapachniało „Folwarkiem” Orwella: niepokojąco zbieżne stanowisko z wytycznymi propagandysty Squealera, który tłumaczył żywemu inwentarzowi harującemu na farmie, że wszystkie zwierzęta są równe, ale niektóre są równiejsze.
Znam przywołanego osobnika i wiem, że szanuje poglądy innych, wraz z żoną prowadzą otwarty dom i wielu ludzi o zupełnie odmiennych poglądach znalazło gościnę i nocleg pod ich dachem, bez względu na wyznawane credo. Więc mieszkali u nich buddyści, ateiści, wyznawcy różnych trendów filozoficznych, a oni oferowali im posiłek, rozmowę, czas, siebie, dom. W ogóle są nieszablonowi i trudno ich ująć w sztucznie sklejoną ramkę. Co warte podkreślenia, od kilku lat ich życie zawodowe polega na tworzeniu miejsca, gdzie ludzie mogą przyjemnie spędzić czas. Stworzyli klimatyczną przestrzeń spotkań, którą udostępniają na artystyczne eventy, bez wnikania w zapatrywania światopoglądowe twórców.
Drugim powodem, dla którego epizod z wyrzuceniem muzyka zagościł w felietonie, jest autentyczny smutek, ponieważ punk towarzyszył mi od nastoletnich lat. Początek lat 80-tych to rozkwit subkultury punkowej oraz niezależnej sceny alternatywnej. Z perspektywy czasu zjawisko punka postrzegam jako szczery, autentyczny, młodzieńczy bunt przeciw zastanemu światu dorosłych, przeciw peerelowskiej rzeczywistości oraz narzuconym konwenansom. Niezgoda kanalizowała się w prowokującej estetyce, odważnych i szokujących tekstach, ekspresyjnej muzyce; z rewolty czerpaliśmy pozytywną energię oraz przeświadczenie, że płyniemy pod prąd. Za bycie innym, samodzielnym w myśleniu oraz komunikowanie tego poprzez nieszablonowy wygląd, płaciło się czasem narażeniem na agresję. Koloryt stylu bycia nie znajdował zrozumienia w szarym, sztywnym, ujednoliconym społeczeństwie, nie wspominając o czujnej milicji obywatelskiej. Zdarzyło się, że kilka razy grożono mi pobiciem, a raz chciano mi spalić włosy.
W zaliczonej autobiografii Roberta Brylewskiego, jednego z prekursorów polskiego punka „Kryzys w Babilonie”, to w kontekście powyższej historii frapująco brzmią relacje zmagań alternatywnych zespołów z państwową cenzurą. System wyraźnie wskazywał, co można myśleć, a jak w jaki sposób nie powinno się myśleć, a za brak subordynacji wyrzucano z placówek, gdzie miały miejsce próby muzyczne, uniemożliwiano występy oraz odcinano od możliwości nagrywania płyt.
Zamykając temat: Drogi Przyjacielu, dla mnie to ty jesteś prawdziwym punkiem, którego wypluł system, ponieważ stanąłeś mu ością w gardle i nie złożyłeś pokłonu wielkiemu Babilonowi. Szacun.
Ponieważ felieton powstał bez wiedzy żadnej ze stron i jest wyłącznie spojrzeniem autora, mógłbym zamieścić konwencjonalną wstawkę, że choć tekst jest oparty na prawdziwych zdarzeniach, to wszelkie podobieństwa, które się nasuwają mogą być przypadkowe.