W celu świadczenia usług na najwyższym poziomie w ramach naszej strony internetowej korzystamy z plików cookies. Pliki cookies umożliwiają nam zapewnienie prawidłowego działania naszej strony internetowej oraz realizację podstawowych jej funkcji.

Te cookies są niezbędne do funkcjonowania naszej strony i nie może być wyłączony w naszych systemach. Możesz zmienić ustawienia tak, aby je zablokować, jednak strona nie będzie wtedy funkcjonowała prawidłowo
Te cookies pozwalają nam mierzyć ilość wizyt i zbierać informacje o źródłach ruchu, dzięki czemu możemy poprawić działanie naszej strony. Pomagają nam też dowiedzieć się, które strony są najbardziej popularne lub jak odwiedzający poruszają się po naszej witrynie. Jeśli zablokujesz ten rodzaj cookies nie będziemy mogli zbierać informacji o korzystaniu z witryny oraz nie będziemy w stanie monitorować jej wydajności.
Te cookies służą do tego, aby wiadomości reklamowe były bardziej trafne oraz dostosowane do Twoich preferencji. Zapobiegają też ponownemu pojawianiu się tych samych reklam. Reklamy te służą wyłącznie do informowania o prowadzonych działaniach. Więcej informacji możesz znaleźć w naszej polityce prywatności.
BBlogosfera

Gwizdek bez echa?

Gwizdek bez echa?

W polskim futbolu gwizdek sędziego potrafi rozbrzmieć głośniej niż doping kibiców. A jego echo niekiedy nie dociera tam, gdzie powinno. Do zwykłej sportowej odpowiedzialności. 

Każdy weekend przynosi nam kolejną "kontrowersję". To eufemistyczne określenie na sytuację, w której ktoś ewidentnie się pomylił, ktoś inny stracił punkty, a nikt właściwie nie poniósł konsekwencji w ostatnich tygodniach nabrało… dużych rozmiarów.

Ostatnio sędziowska scena przypomina serial z nieskończoną liczbą odcinków. Była głośna wypowiedź Szymona Marciniaka o "mrocznych kulisach sędziowania", o strachu, presji, a nawet zagrożeniu życia w niższych ligach. I tu pan Szymon na pewno ma wiele racji, bo w futbolu na szczeblu lokalnym arbitrzy często mają bardzo trudną robotę, przy mikrym wynagrodzeniu. Ale umówmy się, na tym szczeblu wielu sędziów to pasjonaci sportu. I za pasję często płacą strachem.

Tyle że jest też druga strona medalu. Gdzieś tam wyżej, gdzie piłka to już biznes.

Puchar Polski i afera z Damianem Krumplewskim, który – według relacji zawodników – zamiast rozdzielać emocje, dolewał do nich oliwy. Ekstraklasa i kolejny skandal: błędy, tłumaczenia, oświadczenia, a potem znów cisza.

I znów "kontrowersja".

Podczas hitowego meczu Jagiellonia Białystok–Raków Częstochowa arbiter Paweł Raczkowski przerwał spotkanie z powodu transparentu kibiców dotyczącego błędu kolegi po fachu. Błędu jak najbardziej zauważalnego, bo to co sędzia Frankowski zrobił w meczu Górnika z Jagiellonią inaczej nazwać nie można. Środowisko sędziowskie tłumaczyło, że to mowa nienawiści, hejt i obrażanie. Ale też przesadnie nie broniło Frankowskiego. Przerwanie meczu miało więc być formą wsparcia dla niego. Czy faktycznie? Na trybunach bywały gorsze transparenty, obrażały dużo bardziej. Ale nikt wtedy meczu nie przerywał. Kibice skandowali nazwisko piłkarza, dodając do niego wulgarne określenie męskiego narządu płciowego i… sędzia nie przerywał. Ba, nawet słynne "PZPN, PZPN je…ać, je…ać PZPN" to też obraza. Podwójne standardy? Pozostawiam to waszej ocenie, ale w moim mniemaniu, futbol to emocje, a kibice z Białegostoku poczuli się skrzywdzeni błędną decyzją arbitra Frankowskiego. Mieli do tych emocji prawo i dali im upust. Bo kto wie, jak potoczy się liga? Może ten błąd zdecyduje o mistrzostwie?

Najbardziej uderza to, że w polskim sędziowaniu nie ma przełomu. Sędziowie tłumaczą się, że to tylko ludzkie pomyłki, związki mówią o „rozwoju VAR-u”. Ale w środku tej kakofonii ginie najważniejsze: brak przejrzystego, jasnego dla wszystkich systemu odpowiedzialności. Bo czy ktoś widział, żeby po rażących błędach lub eskalacji sytuacji fanów znany sędzia publicznie przeprosił. To odosobnione przypadki.

Sędziowie w Polsce funkcjonują w bezpiecznej bańce. Z jednej strony atakowani przez kibiców czy dziennikarzy, z drugiej chronieni przez biurokratyczny beton. Odpowiedzialność rozmywa się w oświadczeniach, raportach i tajemniczych "wewnętrznych rozmowach". W efekcie arbitraż staje się zamkniętym światem. Tak bardzo zamkniętym, że jeden ze znajomych sędziów powiedział mi kiedyś, że z tych niższych lig bez znajomości się nie wydostaniesz. Nawet jeśli jesteś bardzo dobrym sędzią.

A przecież futbol to nie teatr improwizowany. Każda decyzja sędziego na poziomie centralnym ma konsekwencje: sportowe, finansowe, czasem nawet emocjonalne dla całych klubów. Jeśli zawodnik popełnia błąd to trafia na ławkę. Jeśli trener źle prowadzi zespół to traci pracę. Jeśli sędzia wypacza wynik lub traci nadzór nad meczem, co najwyżej traci weekend. No, może dwa.

Nie chodzi o krucjatę przeciwko arbitrom. Chodzi o prostą zasadę: jeśli ktoś ma władzę nad grą, musi ponosić odpowiedzialność za swoje decyzje. Bo sędzia, który nie czuje ciężaru gwizdka i presji, prędzej czy później zamienia mecz w chaos. A my, kibice, zamiast emocjonować się futbolem, będziemy dalej analizować, kto tym razem "mógł się pomylić".

I jeszcze jedno. Pole interpretacji niektórych sytuacji boiskowych, jakie mają obecnie sędziowie sprawia, że niemal każdą swoją decyzję mogą wytłumaczyć. Z dwóch identycznych sytuacji mogą powstać dwie decyzje, zupełnie odmienne. To też nie jest w porządku.

Na koniec dodam, że prawdziwy szacunek należy się tym, którzy co weekend biegają po boiskach lig niższych. Bez ochrony, kamer, VAR-u i innych udogodnień, które mają ich odpowiednicy w Ekstraklasie. Nie raz, nie dwa – wiem to z doświadczenia – potrafili podejść po meczu i przyznać, że się pomylili. Oni nie muszą jednak dbać o nazwisko czy wizerunek, żeby utrzymać się na ekstraklasowej powierzchni. 

Powiązane artykuły

O nas

Portal jest miejscem spotkania i dyskusji dla tych, którym nie wystarcza codzienna dawka smutnych newsów, jednakowych we wszystkich mediach. Chcemy pisać o naszym mieście, Bielsku-Białej, bo lubimy to miasto i jego mieszkańców. W naszej pracy pozostajemy niezależni od lokalnych władz i biznesu.

Cart